Ogrody Tajemne

 

 

Czasem po prostu lubię zamykać się w Sobie.   
„Sobie” to taki zrozumiały i bliski świat. Nie potrzeba tam biletów i skierowań od lekarzy. Nie potrzeba niczego i nikogo. I położony jest całkiem blisko. Wchodzisz tylko przez taką starą, małą furtkę ukrytą w olbrzymim żywopłocie wyłaniającym się z ciemnej nicości. już miło chłodnej. Pełnej świerszczy i zapachu skoszonego siana. Oświetlonej tylko blaskiem srebrnego księżyca.
Przechodzisz na drugą stronę i zamykasz się. To zupełnie proste. Zamykasz się  tak dokładnie i na srebrny kluczyk. Żeby  nic ze świata nie mogło przedostać się  do środka. Jesteś sam w swoim świecie. Wtenczas nawet możesz polubić samego siebie. Pogłaszcz  się tylko po głowie mówiąc: „no, już dobrze, jutro na pewno będzie lepiej! uwierz mi...” i już ci  się robi cieplej na sercu.
Możesz  wreszcie porzucić w kącie ciężką, ciasną stalową zbroję w której umierasz co dzień z wysiłku.  Odetchnąć i rozmasować obolałe stawy i mięśnie, po długich bitwach. Wojnach o to by być lepszym , mądrzejszym, o to by zachować równowagę sił.  Jakże to męczy... prawda? A  Tu wreszcie pozwalasz sobie  na rozkoszne - NIC. Oddychasz głęboko i  wylegujesz się  na słońcu, które grzeje tak mocno jak trzeba. Nie ma tu dnia i nocy, tylko późne przedpołudnie z rozkoszną filiżanką czarnej kawy i kromką chleba z masłem na kraciastym obrusie, pod kwitnąca jabłonią, pachnące zapachem  książki, którą właśnie zaczynasz czytać. Albo wieczór opleciony ciepłym miękkim ramieniem  i zapachem włosów Twojego Anioła przy kieliszku grzanego wina wśród słów szeptanych  tak miękko  i cicho, że nikt oprócz was ich nie słyszy.

Cudownie.

Czasem gdy tak sobie siedzisz i czytasz, wpada niespodzianie pan T opowiedzieć o swej nowej namiętności albo i o dziwnej przygodzie, która  go wczoraj spotkała. Gadacie jak starzy przyjaciele, popijając rum.  Często  przysiada się D wtrącić swoje trzy grosze o poważnych sprawach.  A znów z M  śmiejesz się do rozpuku niewiadomo z czego.  Jednak najszczęśliwszy jesteś wtenczas, gdy przy tobie pojawia się twój Anioł. Tak bliska i miła w tym świecie. Marzenie niesione spadającą gwiazdą. Wiesz, że jest przy tobie stale, w świadomości,  niewidzialna. Ale tylko tu przyjmuje realną postać. Jasną, delikatną i piękną. Taki twój łącznik pomiędzy tobą a  TYM KTÓRY JEST.  Sama w sobie jest Duszą twojego świata. Najlepszą jego  stroną.  Z Aniołem nie musisz rozmawiać, nie potrzeba słów, bo i tak się rozumiecie. Anioł jest mądra i dobra. Zna recepty na twoje smutki, rozterki i zawsze potrafi pocieszyć, objąć czułym ramieniem.  Była przy tobie zawsze, odkąd pamiętasz. Odkąd wyrósł ten Ogród, pojawił się ten Świat i to Niebo... Wszystkich ich znasz dobrze, bardzo dobrze. Lepiej niż samego siebie.

Wszystko jest jasne i proste. Czujesz absolutny spokój. Za furtą pozostały huragany filozofii, ostre skały logiki i rozumności, zdrowy rozsądek i mroczne i ponure trumny ludzkich dusz czasem tylko zdobne w kremowe atłasy, papierowe koronki i plastikowe świecidełka.
Potem znienacka  przychodzi CZAS. Smutny szary pan w nieokreślonym wieku i nieokreślonym stroju. Nic nie robi. Taki nie rzucający się w oczy jegomość. Po prostu czeka. 

Już tęsknisz za swoim Aniołem, ale  wiesz,  że musisz już wracać do rzeczywistości...

Jednak wiesz, że pomimo wszystko za starą zmurszałą furtką w żywopłocie zawsze czeka na ciebie twój Ogród. 



 

PRZEDŚWITANIE...

 

 

 

 

 

Za równoległą krawędzią wymiaru

W szparze pomiędzy światami

Ramą lustra, a wieczorem

Ukryty

Śni się inny świat.

Duszy krainy ciepłego kominka

 

Gdzie szarobury kot leniwe

Przysnął na kamiennym gzymsie

Mrucząc snem zaplątanym w bibelotach

Skrzypiących pamięcią ulotną

wtuloną różanym policzkiem do starego drzewa

 

Gdzie zakurzona złota włócznia słońca

Wschodem nowym ośmielona

Wdziera się przez dziurkę od klucza

Poigrać z orzechowym kałamarzem

Pełnym zamaszystych słów, rytmów

I innych mniej potrzebnych rzeczy

By zniknąć zaraz zdumioną radośnie

Motylem co z pergaminu odleciał

 

Gdzie za oknem z sosnowego drewna

Narysowane niebo jest, nieskończone

Pachnące żywicą i światłem

Ponad ogrodem czarów tajemnych

Tęczą pastelowych słów utkanym

i piór, wpierw białych i olbrzymich

Potem jedwabnie miękkich ponad falującą doliną

Płowych trzcin poezji ulotną i cichą.

 

Zza równoległej krawędzi wymiaru

W szparze pomiędzy światami

Ramą lustra a wieczorem

Słowo stało się ciałem

Anioła w puszystym

Alizarynowym szaliku

 

 

 

 

 

 

ŚWIT...

 

 

Pod zmurszałym murem

W szczelinie

W kąciku zacisznym

Skropionym kroplą

Tylko światła

I odrobiną ciepła

Wyrosła niespodziane

Tak maleńka

Że niewidoczna wpierw

A ogromnie

Świat zdumiała

Że jak, że skąd, że po co?

Pękła zimna harmonia

 

 

Z radością teraz

Patrzę na ten płatek

Drżący uśmiechem

Siateczką błękitną bezbrzeżne

Ciepło ambrozji łowiący

 

Zjawiłaś się

Duszo mojego ogrodu

 

 

 

 

 

 

 

TY...

 

Oczarował mnie

Uśmiech twojego ogrodu

Gdy przekroczyłem granicę

Bogatym  blaskiem

Słonecznego  kalejdoskopu

Roziskrzyła się

Zieloność szmaragdowa

Zadrżało powietrze pszczelich

Skrzydeł drganiem

Na ocienionych ścieżkach

Poplamionych tylko światłem

W malinowym zakątku

Spijaliśmy rosę radości

W krótkiej migawce

Rześkiego poranka

A w górze skrzydlate  presto

Zagrało hymnem

Radości stworzenia

W deszczu płatków

Kwitnących jabłoni

Zaczarował mnie twój ogród

 

Tajemnica czarnowłosa

Jak noc nieprzespana

 

Dumne królestwo

Zajęło zniszczoną świątynię

Rozsądku.

 

 

Pewnie rozgoszczona

Zajęła poczesne miejsce

 

I tak już zostało

 

 

 

 

 

 

WOKÓŁ...

 

Rozkołysane konary

Jęczą szumnie w bólu

Przygniecione ciężarem

Gniewu,

Smagane

Łzawym strumieniem.

 

Zimną ciemność

Rozdarła

Nienawiść ciśnięta

O ziemię

 

Poraniła drzewo

Nawałnica

 

 

 

 

 

Z...

 

Mój świat

Cztery ściany

Na nich

Ich światy

Inne

Potłuczone ułamki myśli

Zatrzymanych w locie

I jeszcze to lustro

W nim zielone równiny

Ścieżek pobożnej tajemnicy

Podarunek kłopotliwy

Nie poznany przez furty

Na  wskroś zmurszałe

Sekret wpierw zasklepiwszy

Zapomniały o świetle

Skrzącym w skrzydłach

Delikatnych rusałek

Za nimi

Kwiat pięknej pychy

Co miłości w sobie nie ma

Wyrosły na skale

Lecz trwający

Wbrew  niebiosom

Twarzą ku ziemi zwrócony

 

 

 

 

TU...

 

 

Mój ogród jest z kamienia

Tu

Śnieżnobiałe liście

Bladolice spojrzenie

Marmurowej róży

Rubinowych ust dotyku

Spragnione

Tam

Malachitowe drzewa

Pochylone szmaragdem

Małych klejnocików listków

Nad diamentową taflą stawu

Z turkusowym dnem

Gdzie spoczęła w wieczności

Kryształowa ważka

Spójrz, kwiat fluorytu łyska pomiędzy

Awenturynową szpilą źdźbła trawy

A gąszczem obsydianu

Kruchością nie raniąc stopy

 

To mój kamienny ogród...

Muskam kwiaty alabastrową dłonią

Nie pachną, nie grzeją

Nie wzruszą już

Kamiennego serca

 

 

 

 

 

 

 

POPOŁUDNIA FAUNA...

 

 

Zadowolony

Przechadza się miękkim

Trawnikiem

Prywatnym dywanem

Przeplatanym stokrotką

I dmuchawcem

Odpoczął i gotów

Do pisania dziejów

 

Spojrzeniem stwarza

Nowe światy owocu

Brzemienne drzewa

Radośnie kołyszą

Pooranymi biodrami

Zadowolony

Dotknął  łaskawie

Prochu ziemi czarnej

Owoc jej

oto stał się ...

 

POKUSY...

 

Soczystym  owocem

Pachnącym milionem

Lat  ewolucji

 

Miękkim jak czułość

Ciepłym  zamszowym

W swych przyjemnych kolorach

Słodka tajemnica

Dzikiego romansu ze słońcem

 

Czasem tylko gorycz.

Niosącym

 

 

 

 

 

 WIECZÓR...

 

Przekwitły kwiaty w ogrodzie

Cichutko niespodzianie

Ciepłym popołudniem

Ostatniego dnia słońca

Otwarła się furta

Zawirował pył w słonecznej

Włóczni anioła

Pomiędzy szparami

Zmurszałych desek

Zielony labirynt

Znaczeń bez znaczenia

Otulił popękany mur

 

Ukryłaś się gdzieś

Za drzewem poznania

Dobrego i złego

Posmakowałem  owocu

I ujrzałem światło

Przez chwilę

 

By zapaść się w ciemność

Po omacku poszukuję

Do dziś twego ciepła

 

Raj utracony...

 

 

 

 

 

NOC..

 

Wieczorem w ogrodach

Wszystko staje się inne

Kiedy  kwiaty pozbawione blasku

Śpią w swych naziemnych kołyskach

Ich ciała wypełnia

Senne

Delikatnym wibrato

Cykadowego koncertu

 

Przez ciemne ścieżki

W powietrzu przemyka

Aksamitne skrzydło

By dotknąć  namiastki

Pozostałej

 

Z kącika oka

Spłynie kropla

O poranku 

Kryształowa 

 

 

 

 

 

 


 

 

 

Wiesław Matysik  Ogrody 2006/2007